Boli? Tak ma być!

Posted: 2016-12-30 in Lektury
Tags: , , , ,

biegacz_500_piks_rgb.jpg

Biografie ludzi mających wybitne osiągnięcia w różnych dziedzinach, należą do mojej ulubionej kategorii lektur. Czytając takie książki, przede wszystkim poszukuję w nich odpowiedzi na pytania o to COŚ, co czyni różnicę, co sprawia, że ktoś wychodzi z pułapu przeciętności albo wręcz z jakiegoś paskudnego bagna, by stać się KIMŚ wyjątkowym. Oczywiście, szukam też inspiracji, bo przykład ludzi wybitnych powinien przecież mieć jakiś wymiar praktyczny – słowem coś, co można zaczerpnąć i zaszczepić na gruncie własnych doświadczeń.

Miałem ostatnio wielką przyjemność przeczytać książkę „Biegacz”, której autorem i głównym bohaterem jednocześnie jest Charlie Engle. Książka jest opowieścią o człowieku, który swego czasu popadł w alkoholizm i narkomanię. Pił do utraty przytomności i ćpał twarde narkotyki. Niszczył tym sposobem wszystko, czego się dotknął – od relacji rodzinnych począwszy, przez edukację, pracę, przyjaźnie i życie towarzyskie, zaś – co oczywiste – na własnym życiu skończywszy. Kiedy upadł na samo dno tego podwójnego szamba, próbował wielokrotnie wydostać się z niego, ale dopóki sam siebie okłamywał, że przecież wyjątkowo tylko dziś może sobie pozwolić na jedno piwo czy małą „ścieżkę” heroiny, zawsze niechybnie wracał w to samo beznadziejne miejsce. Z nałogu wydostał się dzięki pomocy życzliwych ludzi i… bieganiu. Bieganie było dla Charliego początkowo sposobem na ucieczkę przed problemami, ale wkrótce przerodziło się w przyjemność, pasję, a potem w styl życia. Charlie zaczynał, jak większość od paru kilometrów przebieżki, by dojrzeć najpierw do maratonów, potem ultramaratonów (kilka razy dobiegł w ścisłej czołówce na metę słynnego ultramaratonu w Dolinie Śmierci), aż do przebiegnięcia Sahary. Ten ostatni wyczyn wiązał się z pokonywaniem przez trzy miesiące, każdego dnia, aż dwóch tras maratońskich (!), co wydaje się nierealne.

Nie chcę tutaj ujawniać zbyt wielu szczegółów fabuły tej pasjonującej książki, bo to mogłoby Wam zepsuć przyjemność jej czytania, więc poprzestanę jedynie na zasygnalizowaniu, że jest w książce rzecz jasna wątek nałogu i walki z nim, jest wątek odbudowy rodziny, wątek wzlotów i upadków sportowych, wątek działań charytatywnych, a także wątek… więzienia i to zresztą niezasłużonego. Przeczytajcie sami, bo naprawdę warto.

Wracając zaś do inspiracji, czyli do tego, co sam wyniosłem z lektury książki, to chyba najważniejszą z nich jest ta, by nie traktować niewygody czy nawet bólu jako granicy tego, na co nas stać, a tym samym jako sygnału do zaprzestania dalszego wysiłku, bo tak naprawdę poza tą granicą zaczyna się pas do szybkiej jazdy, prawdziwa strefa dla VIP-ów. Tam znajduje się właśnie to coś, co różni ludzi przeciętnych od wybitnych. Jeśli jutro zabolą Was nogi po dziesiątym kilometrze przebieżki, pomyślcie „tak ma być” i biegnijcie dalej. Tą zasadę chyba można zastosować nie tylko w sporcie.

Zadziwiajcie więc samych siebie ponadprzeciętnymi osiągnięciami, a jak po drodze nieco zaboli, to będzie znaczyło, że właśnie znaleźliście się o krok bliżej od doskonałości.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s